Witchcraft - Forum ezoteryczne

Pełna wersja: Jak się (nie)rozwinąć.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Czyli krótka refleksja o tym i owym. Głównie o zjawisku, powodującym coś, co zaryzykuję określeniem socjalnej patologii rozwojowej.

Motyw "praktyki". Trzymajcie mnie.

Zdarza się tak, że w kierunku "magii" zwracają się ludzie, którzy chcąc, nie chcąc prowadzą życie ofermy. Alienują się od świata nie dlatego, że są outsideram, a dlatego, że zwyczajnie są przerażeni konfrontacją z życiem towarzyskim, z rzeczywistością generalnie. I zamiast zmierzać w kierunku ukształtowania swojej osobowości poprzez bodźce, których się obawiają, to unikają ich, tworząc iluzoryczny świat, w którym kreowane wartości - paradoksalnie - z magią mają tyle wspólnego, co ja ze studiami ścisłymi. God damn, nothing. Swoją drogą - kto powiedział, że outsider to człowiek pozbawiony charakteru? Albo "alienujący się" dlatego, że obawia się konfrontacji? Myślę, że wręcz przeciwnie - outsider ma wybitnie silny charakter.
Co się dzieje dalej - idąc w kierunku nauk tajemnych istnieje spore prawdopodobieństwo, że taki człek natrafi na rzetelne źródła, dzięki którym mógłby uskuteczniać faktycznie kompletny samorozwój. Sęk w tym, że takie źródła - a mam na myśli książki - wymagają pracy, wymagają tak czy siak konfrontacji ze swoimi słabościami i bezkształtnością.
I co? I gówno. Zawiedziony tym, że mimo wszystko trzeba wykonać sporą pracę, człowiek taki zwraca się w kierunku historyjek o wampirach, a co gorsza - zaczyna postrzegać resztę świata, za "gorszą" część, "niegodną", "płytką", bo pozbawioną tej jego śmiesznej, iluzorycznej gównomądrości, którą jeszcze nazywa magią. Tak więc zamiast faktycznie wykonać pracę, praktykować, to czas zostaje zmarnowany na czytaniu "Jak zostać wiedźminem", "jak zostać wampirem", albo - to jest mocne - "jak założyć własny zakon".

Moją intencją nie jest ani obrażanie, ani zniechęcanie. Co więcej - myślę, że każdy powód, który doprowadza przed oblicze samorozwoju jest dobry. O ile ten samorozwój jest po pierwsze faktycznie samorozwojem i po drugie jest w ogóle wykonywany.

Szczęśliwy to dzień, gdy "uprawianie magii" przestaje być wymówką dla swoich niepowodzeń, a zaczyna być najwyższą formą rozwoju.

Wiecie, był sobie kiedyś taki człowiek, który miał dosyć podobne spojrzenie. Był bezkształtny. Nie wyszło mu w związku. Siedział na dupie całymi dniami w ciemnym pokoju, marnotrawił kolejne okazje na zawarcie relacji i oszukiwał się, że jest "kimś", a tak naprawdę nie był nawet kimkolwiek. Był nikim. A kiedy już frustracja osiągnęła apogeum, kiedy już ruszył dupsko, by zacząć wykonywać pracę nad sobą, okazało się, że magia to nie do końca "ą-ę dzikie węże" i unikanie świata. A i nawet przeciwnie. Okazało się, że owoce pracy nad wnętrzem, nad osobowością, jednocześnie okazały się owocami w świecie zewnętrznym. Zaczęły przynosić sukcesy na różnych płaszczyznach. Zaczęły torować drogę do prawdziwie żywego życia. Okej. Z początku po prostu pragnął dominować w każdym towarzystwie, być taką, kurde, perełką. Się potem jakoś tak naprostował obraz, że swoją duchową tożsamość uczynił fundamentem osobowości.

Zresztą co ja będę. Tu jest to genialnie ugryzione: http://witchcraft.com.pl/showthread.php?tid=5423

Ismena

(22-06-2014, 11:14)Gywher napisał(a): [ -> ]Myślę, że wręcz przeciwnie - outsider ma wybitnie silny charakter.
Co się dzieje dalej - idąc w kierunku nauk tajemnych istnieje spore prawdopodobieństwo, że taki człek natrafi na rzetelne źródła, dzięki którym mógłby uskuteczniać faktycznie kompletny samorozwój.

Szczęśliwy to dzień, gdy "uprawianie magii" przestaje być wymówką dla swoich niepowodzeń, a zaczyna być najwyższą formą rozwoju.
Gywher, skoro ktoś porusza taki temat i pisze jak Ty, tzn. że "coś" się w nim samym ruszyło na tyle mocno, żeby to wywalić z siebie. I bardzo dobrze. Widzisz mój drogi... "Samorozwój" (takie ładne słowo) dokonuje się nie tylko poprzez Ezoterykę czy Magię (w ściślejszym pojęciu praktyki). On się dokonuje cały czas i często równolegle na kilku płaszczyznach życia, przede wszystkim przez życiowe rożne doświadczenia. To nie jest jeden epizod, ale cały ciąg zdarzeń przyczynowo-skutkowych. Zwróciłam już dawno uwagę, że ludzie zaczynają interesować się Ezo w momentach wszelkich kryzysów życiowych. Wtedy, kiedy rozstają się albo chorują, albo ktoś im umrze, albo... przechodzą kryzys wiary (mniejsza o powody). Wtedy nie radzą sobie ze sobą, zbyt wiele pytań, a zbyt mało odpowiedzi. Bywa też, że zagonieni za materią nagle dochodzą do wniosków, że ich życie jest "puste" i czegoś im brakuje, za mało duchowości, za dużo monotonii dnia codziennego i faktycznie szukają ekscytacji. W zasadzie nie ma nic złego w tym, że ludzie szukają i eksperymentują w swoim życiu. Ważne, że zaczynają myśleć o czymś więcej... Że "coś" ich popycha ku szukaniu innej drogi. O samotnym życiu już kiedyś pisałam, że nikomu ono nie służy na dłuższą metę. Mag wcale nie musi żyć odizolowany od swej rodziny. Poza magiczną stroną jest jeszcze życie zawodowe i relacje z innymi ludźmi. Równowaga powinna być zachowana dla zdrowia psychicznego.

Jeśli ktoś faktycznie ucieka w Magię i "odloty" od realnego życia, izoluje się, nie podejmuje codziennych działań, to faktycznie ma problem ze sobą. W takim przypadku radziłabym poszukać innej drogi w realu. A przede wszystkim dojść do ładu z samym sobą, zamiast szukać dziwnych nurtów i filozofii. Podobnie jest z osobami, które przeżywają kryzys emocjonalny, mają depresję bądź są agresywne, bo nie radzą sobie z życiem. Najpierw trzeba się uspokoić, wyciszyć, zanim się człowiek zapętli jeszcze gorzej. Ezoteryka może pomóc zrozumieć pewne sytuacje, ale praktyka Magii, to już coś nieco innego. Jak można zapanować nad duchami albo żywiołami, jeśli ktoś nie potrafi zapanować nad sobą i swoimi emocjami? Uważam, że do Magii trzeba mieć stabilną psychikę i dość silny charakter. Tak myślę.
Ismena napisał(a):"samorozwoj" (takie ladne slowo), dokonuje sie nie tylko poprzez Ezoteryke czy Magie (w scislejszym pojeciu praktyki). On sie dokonuje caly czas i czesto rownolegle na kilku plaszczyznach zycia, przede wszystkim przez zyciowe rozne doswiadczenia. To nie jest jeden epizod, ale caly ciag zdarzen przyczynowo- skutkowych.

Ależ moja droga. Nie twierdzę, że samorozwój (faktycznie ładne słowo) dokonuje się tylko poprzez Magię. Twierdzę jednak, że ta Droga jest najwyższą formą rozwoju.

Ismena napisał(a):Uwazam, ze do Magii trzeba miec stabilna psychike i dosc silny charakter. Tak mysle.

Magia kształci stabilną psychikę i silny charakter. Oczywiście o ile proces jest stopniowy i kompletny. Nie bez powodu wypada najpierw zainteresować się introspekcją i harmonizowaniem elementów, a dopiero potem przejść do chociażby ewokacji. That's my view.
Cytat:Zwrocilam juz dawno uwage, ze ludzie zaczynaja interesowac sie Ezo w momentach wszelkich kryzysow zyciowych. Wtedy, kiedy rozstaja sie albo choruja albo ktos im umrze albo... przechodza kryzys wiary (mniejsza o powody). Wtedy nie radza sobie ze soba, zbyt wiele pytan a zbyt malo odpowiedzi.
Niekoniecznie. Zauważyłem sporo przypadków, że ktoś już się interesował magią od dłuższego czasu, ale nie mógł właśnie ruszyć dupska. Wtedy wewnętrzne pragnienie samorozwoju (to brzmi trochę jak "samogwałt", Othlol) wywiera skutek w postaci jakiegoś "kryzysu", zwalniając tym samym wiele czasu. Coś w stylu rozmowy z samym sobą: "Praca/rodzina/partner/znajomi/nałóg/hobby przeszkadza Ci w uprawianiu magii? Challenge accepted." Pozbywasz się wtedy tych wszystkich toksycznych relacji i po kilku miesiącach orientujesz się, że gdyby nie tamta "strata", teraz dalej tkwił/a byś w miejscu tłumacząc się brakiem czasu.

Centurion

Ogólnie tekst fajny, ale nie jest to jakieś odkrycie, jeśli rozpoczyna się "drogę sztuk tajemnych" i dąży się do poznania czegoś. Można powiedzieć, że całe życie się zmienia, by ów przyszłemu "magowi" pomóc coś osiągnąć. Sam zacząłem ćwiczyć nie tylko duchowo, ale i fizycznie, odkrywanie siebie, i walka z samym sobą, własnym umysłem urojeniami, potem z wadami, każdym elementem. Większość nie walczy, zatrzymuje się, bo przecież uciekała przed walką.

Wielu ludzi ucieka w tę stronę odmienności przed światem myśląc, że to prostsza/inna droga. Nie jest to prawdą, wkraczają na drogę jeszcze trudniejszą, drogę zrozumienia i nie tyle ucieczki przed światem, ale jedności z nim. Uczy się przebaczać, rozumieć wiele spraw z różnych pozycji, poznaje się prawdziwy aspekt dobra i zła, a raczej ich braku.

Najlepiej opisał to Oth w magicznej inicjacji i w sumie pokrywa się to z rozwojem wielu magów, tak jak u mnie częściowo.

Prawda jest taka, że jak się wygra walkę z samym sobą, to "inni" (przed którymi często się ucieka) nie stanowią już żadnego problemu, bo problem zawsze jest w nas.
Akurat uciekanie się do magii w celu "pójścia na łatwiznę" to jest całkiem dobry numer. Otóż przeważnie taka osoba chce magią rozwiązać swoje problemy, jednak zanim będzie w stanie jej używać, musi się nieźle przygotować. A gdy już będzie gotowa do poprawienia swojego życia, zauważy że już je naprawiła. A co do motywów zainteresowania magią, może nim też być doświadczenie jej bezpośrednio.

Ismena

(22-06-2014, 15:43)Centurion napisał(a): [ -> ]Prawda jest taka, że jak się wygra walkę z samym sobą, to "inni"(przed którymi często sie ucieka) nie stanowią już żadnego problemu, bo problem zawsze jest w nas.
To jeszcze zależy jaką "walkę" i co ma się na myśli. Ile ludzi, tyle dylematów i problemów. Czasami dobrze jest zamiast "walczyć" ze sobą, zaakceptować siebie i znaleźć mądre rozwiązanie. Zapytać siebie - czego ja tak naprawdę pragnę? (między "chceniem", a "pragnieniem wewnętrznym" bywa rozbieżność, bo nie zawsze to co chcemy, jest dla nas dobre w życiu). Prawdą jest, że żeby rozwiązać problem należy zacząć od siebie. ** Oth, masz rację. Chodziło mi bardziej o zwykłych ludzi w kryzysie, takich jacy przychodzą po radę do wróżki jako klienci i zaczynają się interesować Ezo. I zgodzę się z Tobą, że poprzez rozwój dużo się w człowieku zmienia, więc zmieniają się też relacje, niektórzy ludzie "odpadają" z naszego życia. Albo my z ich życia. ;)

Gywher, cyt.- "Nie twierdzę, że samorozwój (faktycznie ładne słowo) dokonuje się tylko poprzez Magię. Twierdzę jednak, że ta Droga jest najwyższą formą rozwoju." A wiesz... Dla mnie "najwyższą formą rozwoju" jest ułożenie trudnych relacji z niektórymi ludźmi. Miałam ich sporo w przeszłości. Próba zrozumienia czegoś/kogoś, zawiłości losu, pogodzenie się z tym, czego nie mogłam zmienić. I może jeszcze to, żeby znaleźć w sobie siłę, iść dalej pozostając sobą. Nie tracąc nic wartościowego przejść przez życie. Nie przeoczyć tego, co ważne.

Ismena

(22-06-2014, 15:43)Centurion napisał(a): [ -> ]Wielu ludzi ucieka w tę stronę odmienności przed światem, myśląc że to prostsza/inna droga. Nie jest to prawdą, wkraczają na drogę jeszcze trudniejszą, drogę zrozumienia i nie tyle ucieczki przed światem, ale jedności z nim. Uczy się przebaczać, rozumieć wiele spraw z różnych pozycji, poznaje się prawdziwy aspekt dobra i zła, a raczej ich braku.
Dobrze to napisałeś. Zwłaszcza kwestie przebaczenia są bardzo trudne. Rozumienie (postrzeganie) spraw z wielu pozycji przychodzi chyba z wiekiem, jak się już człowiek trochę poobija. Tylko z tym aspektem dobra i zła nie zgodzę się do końca. To wydaje się proste, ale nie zawsze jest od razu widoczne. Rożnica jednak istnieje, widać ją w skutkach działań.

Centurion

Nie ma różnicy Ismeno, można powiedzieć nawet, że nie nierozważne, "dobre" postępowanie robi więcej zła. Pokażę Ci na przykładzie pewnej gry:

Główny bohater wchodzi do dzielnicy biedoty, spotyka tam żebraka, których chce w jakiś sposób pomóc rodzinie, jest jednak schorowany i musi żebrać. Jeśli dasz mu monetę ucieszy się, i pobiegnie, po drodze zatrzymają go ludzie jego pokroju zabiją i zabiorą pieniądze. Jeśli jednak uderzysz go/przepędzisz, spotka on tych samych ludzi, którzy pomogą jemu i jego rodzinie na ile sami są w stanie, bo potraktują, go jako swojego.

Innym przykładem jest pomoc ubogim krajom, zamiast nauczyć ich jak zwiększyć własną produkcję, wysyła się transporty z żywnością itd. Coś takiego prowadzi donikąd. Nie ma różnicy między dobrem a złem, a raczej ani jedno nie istnieje. W dzisiejszych czasach nie wiesz, kiedy pomagasz.

Jest decyzja i jej skutek, potem skutki skutków.

Ismena

Centurion, ale "dobro" to nie tylko pomaganie. Poza tym może być wiele innych wersji gry. W życiu nie jesteśmy do końca w stanie przewidzieć, a mimo to podejmujemy decyzje, które uważamy za dobre z naszego punktu widzenia. Jeśli jednak sprawy nie potoczą się pomyślnie, mimo, że człowiek chce dobrze, to już siła wyższa. I skłaniam się ku stwierdzeniu - widać tak miało być. Jestem jednak przeciwniczką uszczęśliwiania na siłę. Przede wszystkim nie krzywdzić siebie i innych, pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują faktycznie. Jak sobie ktoś nie życzy, żeby mu pomagać (nawet dobrą radą), to trzeba uszanować. W pomaganiu też są zdrowe granice, nie można zbytnio ingerować w czyjeś życie.
Stron: 1 2