Witchcraft - Forum ezoteryczne

Pełna wersja: Kość słoniowa i kultowa
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.

Ismena

Kość słoniowa i kultowa
14 listopad 2012
Kość słoniowa i kultowa.

"Tysiące słoni giną co roku tylko po to, by z ich kłów powstały przedmioty religijnego kultu. Jak powstrzymać tę rzeź?

Setka jeźdźców W styczniu 2012 r. wtargnęła z Czadu do kameruńskiego parku narodowego Bouba Ndjida i dokonała masakry kilkuset słoni. Był to najgorszy przypadek masowego odstrzału tych zwierząt od czasu wprowadzenia światowego zakazu handlu kością słoniową w 1989 r. Napastnicy używali kałasznikowów i granatników. W 2006 r. podobną operację przeprowadzono w pobliżu czadyjskiego Parku Narodowego Zakouma. Każde z leżących na sawannie wzdętych słoniowych ciał jest osobliwym pomnikiem ludzkiej chciwości. Z lotu ptaka widać, które zwierzęta próbowały uciekać, które słonice osłaniały swoje małe – jak wymordowano przerażone stado liczące 50 sztuk. To najnowsze ofiary spośród dziesiątek tysięcy afrykańskich słoni uśmiercanych co roku przez kłusowników. Ale z historycznego punktu widzenia ta masakra nie jest niczym nowym – to zbrodniczy proceder stary jak świat. (...) Słoniowy mnich

Rzeźbiarze w kości słoniowej z Phayuha Khiri i Surinu należą do najsłynniejszych w Tajlandii. W centrum miasteczka zamiast symbolicznej fontanny stoi krąg z czterech wielkich ciosów. Miejsce niewiele się różni od Tayumanu – manilskiej dzielnicy dewocjonaliów. Tyle że zamiast krucyfiksów, figurek Madonny i Jezusków znajduję tu posągi mnichów, małe figurki Buddy zawinięte w plastik, bransoletki i inne przedmioty kultu. Klientami miejscowych kupców są głównie mnisi w pomarańczowych szatach.

Najważniejszym handlarzem w mieście jest pan Thi. Od razu rzucają mi się w oczy jego naszyjnik z kości słoniowej i klamra do paska w spodniach, także kościana. Pan Thi oprowadza mnie po swoich sklepach i warsztatach. W jednym z nich widzę malowanego Ganeśa, hinduskiego brzuchatego boga z głową słonia. Obok stoi śmiejący się Budda. Dowiaduję się, że mnisi rozdają amulety w zamian za datki. Im większy datek, tym lepszy amulet. Te poświęcone są oczywiście cenniejsze od innych.

Kruba Dharmamuni zwany Słoniowym Mnichem, a kiedyś Skorpionim Mnichem (w swej świątyni wystawia naturalnych rozmiarów posąg, który przedstawia jego samego jako skorpiona), chce mnie zabrać na zakupy kości w Surinie. Kiedyś zamieszkiwali go łowcy słoni króla Syjamu, dziś są tu głównie kornacy, poganiacze. Żyją wspomnieniem dawnej świetności, na zasiłkach, dorabiając dzięki sztuczkom, których wyuczyli swoich podopiecznych. Słonie kopią więc piłkę czy machają pędzlem trzymanym w trąbie. Wejście do parku dla turystów w Surinie obstawione jest przez handlarzy. W ofercie mają pierścionki, bransoletki i talizmany, wszystko z kości słoniowej.

– Kość słoniowa przepędza złe duchy – wyjaśnia mi Słoniowy Mnich. Ma na sobie brązowe szaty i nieustannie żuje betel, wypluwając czerwone grudy. On też nosi naszyjnik ze 108 paciorków reprezentujących ludzkie namiętności, a także wisiorek w kształcie głowy słonia. Zwierzę to jest symbolem Tajlandii i cieszy się wśród buddystów szacunkiem. Według legendy biały słoń o sześciu ciosach stał po prawicy królowej Mai w nocy, gdy poczęła Siddharthę Gautamę (Buddę). Słoniowy Mnich wierzy, że w poprzednim życiu był właśnie słoniem. Opowiada, że ma 100 tys. wyznawców na całym świecie, choć podczas mojej wizyty do jego świątyni zajrzało ledwie parę osób. Klękają przed nim z ofiarami, w zamian dostając amulet.



Siła trupiego amuletu

Te ostatnie nosi wielu Tajów, często po kilkanaście. Wierzą, że przynoszą im szczęście, chronią przed złem i czarami. Targ amuletów w Bangkoku jest ogromny. Niezliczone rzesze handlarzy wystawiają dziesiątki tysięcy talizmanów wykonanych z różnych materiałów: metalu, prasowanego proszku, kości – w tym kości słoniowej. Amulet wisi na lusterku wstecznym w każdej tajlandzkiej taksówce. Były premier Tajlandii Thaksin Shinawatra twierdzi, że to amulet ocalił mu życie podczas próby zamachu. Armia rozdaje amulety żołnierzom na pograniczu, by chroniły ich przed czarną magią ze strony Kambodży.

Większość dochodów Słoniowego Mnicha pochodzi z amuletów. Wśród nich są wizerunki własne oraz Buddy, zatopione w plastiku kawałki kości czaszki zmarłych kobiet w ciąży, oczyszczony olej trupi, ziemia z siedmiu cmentarzy, sierść tygrysa, skóra słonia i rzeźby z kości słoniowej. Biznes kręci się na tyle dobrze, że mnich buduje nową świątynię, Wat Suanpah. Wzoruje się na popularnych w Tajlandii parkach tygrysów, obiektach będących – jak twierdzą ich przeciwnicy – przykrywką dla nielegalnego handlu tygrysami. Słoniowy Mnich też ma wrogów, zwłaszcza po niedawnym demaskatorskim programie telewizyjnym, w którym ujawniono, że dla skóry i kości zagłodził zwierzę na śmierć. Mnie wyjaśnia, że słoń zdechł ze starości, a on tylko urządził mu pogrzeb. – W Surinie i tak bez trudu można kupić tyle kości słoniowej i skóry, ile dusza zapragnie – tłumaczy. Przed krytycznym programem telewizyjnym wyciągał ze swoich sklepów (w tym internetowego) i wyjazdów zagranicznych około miliona bahtów (32 tys. dolarów) miesięcznie. Teraz zarobki spadły do około 300 tys. bahtów na miesiąc. Ale – jak twierdzi – wystarczą trzy dni w Malezji czy Singapurze, by sprzedał wyznawcom towar za milion.



Furteczki, furtki i bramy

W Tajlandii żyje niewielka populacja słoni indyjskich, a kości nie wolno eksportować już od dawna. Na rynku wewnętrznym reguły nie są jednak tak ściśle przestrzegane. Kornacy mogą odcinać i sprzedawać czubki ciosów żywych udomowionych słoni, a także całe ciosy zwierząt, które padły z przyczyn naturalnych. Przemytnicy od lat korzystają z tych luk – szmuglują kość słoniową z Afryki i mieszają ją z azjatycką.

Działacze na rzecz ochrony słoni nazywają to działanie „tajlandzką furtką”. Ale istnieje jeszcze większa furtka, praktycznie nie do zamknięcia. Afrykańską kością słoniową, która znalazła się w danym państwie przed 1989 r., można obracać na rynku wewnętrznym. Dlatego każdy przyłapany z towarem broni się tą samą śpiewką: „Moja kość słoniowa pochodzi z czasów sprzed zakazu”.

Tajlandia, podobnie jak Filipiny, ma jeszcze cechę, którą cenią sobie przemytnicy – jest skorumpowana. Z magazynu tajlandzkiej służby celnej zniknęła ostatnio tona skonfiskowanej kości. Na Filipinach w 2006 r. wydział ochrony przyrody oskarżył kilku wyższych funkcjonariuszy celnych o „zgubienie” kilku ton przechwyconej kości słoniowej. Skarcona służba celna przekazała kolejny skonfiskowany transport wydziałowi ochrony przyrody. Wkrótce okazało się, że w jego magazynach stosy ciosów słoniowych podmieniono na plastikowe imitacje.

Jom, ulubiony snycerz Słoniowego Mnicha, mieszka przy nieutwardzonej drodze na zapadłej wsi. Coś, co z daleka wyglądało na stragany z zieleniną przed jego domem, okazuje się gablotami pełnymi filigranowych figurek Buddy naklejkę z twarzą Słoniowego Mnicha. Większość kości jest krajowa. – A ta jest z Afryki – Słoniowy Mnich pokazuje mi przedmiot bielszy od innych. – Gdybym przyniósł panu afrykańską kość słoniową – pytam Joma – wyrzeźbiłby mi pan coś? – Dai – potwierdza.

Stąd do przemytu już niedługa droga. Słoniowy Mnich tłumaczy mi, jak miałbym pociąć kość, by zmieściła się w walizce. Pokazuje, jakiej długości mają być kawałki. Tak właśnie działają jego wyznawcy. Gdy wyląduję w Bangkoku, jego asystent odbierze mnie z lotniska i zawiezie do niego. Ma swoich wyznawców w urzędzie celnym, ale gdyby coś poszło nie tak, mam powiedzieć, że wiozę kość do świątyni. Wychodzi na to, że religia stanowi okoliczność uniewinniającą.

Bo przecież chodzi o wiarę, a wiara wymaga wyłączenia podejrzliwości. Kość słoniowa sprowadzana do celów religijnych nie powinna być traktowana jak ta przeznaczona np. na figurki szachowe. Kość dla bogów – to kolejna furtka.



Chiński boom słoniom nie służy

Dźwięki i zapachy wewnątrz pekińskiej Fabryki Rzeźb z Kości Słoniowej przypominają gabinet dentystyczny. Hałas elektrycznych wierteł drążących w ciosach słoni wibruje w powietrzu. Pył kości słoniowej zalega wszędzie, a mnie zgrzyta w zębach, gdy chodzę wśród ludzi pochylonych nad robotą. Ich praca to niezliczone powtórzenia motywów religijnych widocznych w całych Chinach: Fu, Lu i Shou, trójca bóstw szczęścia, bogactwa i długiego życia; śmiejący się Budda; bogini Kuan-yin, podobna do Madonny patronka miłosierdzia i płodności, przedstawiana niekiedy z synkiem na rękach, popularna w Chinach polityki jednego dziecka. Kość słoniowa jest zawsze blisko religii. – Chińczycy wierzą w idee reprezentowane przez te figurki – wyjaśnia mi szef zakładów Daxin w Kantonie.

W czasie gdy wprowadzano zakaz międzynarodowego handlu kością słoniową, 80 proc. jej światowych zasobów konsumowały Ameryka, Europa i Japonia. Dzisiaj w śródmieściu Pekinu drzwi w drzwi z salonami Maserati, Bentleya i Ferrari stoją butiki Gucciego i Prady. A tuż obok wznosi się pekiński dom rzemiosła – Beijing Arts and Crafts Emporium – gdzie w automacie na pierwszym piętrze można kupić sztabki czystego złota. Wjeżdżam windą, mijam galerie z jadeitem i jedwabiami, wreszcie trafiam do głównego salonu kości słoniowej. Jeden z pierwszych artykułów, jaki zwraca moją uwagę, to wyrzeźbiona bogini Kuan-yin. Na etykietce z ceną widzę tyle zer, że muszę poprosić o pomoc w jej odczytaniu: 1 360 000,00 (ok. 215 tys. dolarów).

Chiny są głównym światowym winowajcą przemytu kości słoniowej. Po raz pierwszy od pokoleń rzesze Chińczyków mogą myśleć o zamożnej przyszłości, stać ich też, by nawiązać do swej przebogatej tradycji. Jedną z pierwszych rzeczy, jaka wielu przychodzi do głowy, jest religia.

– Nie myślimy tylko o pieniądzach – obrusza się Xue Ping, gdy rozmawiamy przy herbacie w jego galerii sztuki buddyjskiej w pekińskim Grand Hotelu. Mój rozmówca, będąc dyrektorem w branży reklamowej, odbył w 2007 r. pielgrzymkę śladami Buddy po Indiach i Nepalu. W jej trakcie doznał wizji: Budda wezwał go, by czynił w życiu dobro. Wrócił więc do domu i w 2009 r. założył firmę Da Cheng Bai Yi (co oznacza „przekazywanie wielkiego dziedzictwa”) mającą na celu wspieranie największych mistrzów pięciu tradycyjnych chińskich rzemiosł artystycznych: wytwarzania laki, rzeźbienia w niej, wytwarzania porcelany, tworzenia tank oraz rzeźbienia w kości słoniowej. Xue odszukał 62-letniego Li Chunke, jednego z 12 największych mistrzów snycerskich Chin. Wybudował warsztat w pekińskiej dzielnicy artystycznej, wynajął mu mieszkanie i otworzył wspaniałą nową galerię. Eksponaty nie są na sprzedaż. Xue jest jedynym nabywcą dzieł Li.

– Słoń jest najlepszym przyjacielem człowieka – mówi Li. – Gdy umiera, chce zostawić coś człowiekowi, spełnić dobry uczynek, który sprawi, że w następnym wcieleniu będzie miał dobre życie. Li rzeźbi w kości słoniowej, aby uczcić ten dar słonia. Jako buddyści Li i Xue brzydzą się zabijaniem. Kość, której używają, pochodzi z legalnego, państwowego źródła, musi być pozyskiwana od słoni, które zmarły naturalną śmiercią.



Kość na plecy

Tak jak filipińscy księża święcą figurki z kości słoniowej, tak buddyjscy mnisi odprawiają obrzęd kai guang, otwarcie światła, który konsekruje przedmioty kultu. – Chcąc okazać szacunek Buddzie, musimy używać cennego materiału, zaś kość słoniowa jest bardzo cenna. A jeśli nie kość słoniowa to złoto – wyjaśnia mi Xue. Mniej więcej to samo słyszałem od katolików z Filipin – kość słoniowa jako oznaka szacunku dla Boga.

W każdym sklepie i warsztacie, które odwiedziłem w Chinach, znaczną część wyrobów stanowiły obiekty kultu. Wśród nabywców jest wielu wojskowych, którzy w Chinach są szczodrze opłacani; w dobrym tonie jest wręczanie prezentów z kości słoniowej dowódcom. Biznesmeni podobnie honorują swoich kontrahentów i urzędników państwowych, chcąc zyskać ich przychylność. – Nazywamy to robieniem sobie pleców – wyjaśnia mi przedstawiciel Chińskiego Związku Rzemiosła Artystycznego CACA. Kość słoniowa pełni funkcję podobną do naszej butelki koniaku, czyniąc jednak dobro zarówno odbiorcy, jak i dawcy.

W sklepie z wyrobami z kości w Kantonie poznaję Gary’ego Zenga, który pokazuje mi na iPhonie zdjęcie 26-warstwowej kuli z kości słoniowej, nieprawdopodobnie misternej roboty. 42-letni biznesmen właśnie kupił w fabryce Danin dwie takie kule, jedną dla siebie, a drugą dla kolegi. Przyszedł do sklepu, by sprawdzić, czy nie przepłacił. Jego zakup ma być wyeksponowany na honorowym miejscu w nowym domu, który Zeng właśnie buduje. Kula będzie strzegła domu przed złymi duchami. W tej chwili jednak jest tylko bardzo drogą zabawką – kosztowała 50 tys. dolarów. Pytam Zenga, w jakim celu młodzi przedsiębiorcy kupują wyroby z kości słoniowej. – Wartość i piękno – odpowiada. – A myśli pan o słoniu? – pytam. – Absolutnie nie. (...) Cenniejsza od białej kości z sawannowego podgatunku słonia afrykańskiego jest żółta mniejszego afrykańskiego słonia leśnego. – Ta jest najlepsza – Feng z zakładów w Daxin pokazuje mi kawałek takiego ciosu. Wyroby z kości słoniowej słoni leśnych sprzedają się na pniu, klienci zapisują się na nie z wyprzedzeniem. Kłopot jest tylko taki, że słonie leśne nie występują w krajach, w których Chiny mogą legalnie kupić kość. Żyją za to w środkowej i zachodniej Afryce, np. w Kamerunie, gdzie w tym roku doszło do ataku muzułmańskich kłusowników.

W marcu odbędzie się kolejne posiedzenie CI TES , na którym omawiana będzie kwestia handlu kością. Jaką przyszłość przyniesie ono afrykańskim słoniom?" *** To sa jedynie fragmenty z calego obszernego artykulu, ktory tutaj jest dostepny- http://www.national-geographic.pl/drukuj...i-kultowa/ Sami wyciagnijcie wnioski. Moje sa jednoznaczne- coz... czlowiek potrafi zniszczyc wszystko w imie "zysku."
Podobno ucięta ręka białego murzyna przynosi szczęścia i odpędza choroby.

To tak odnośnie rzezi.
Ale, bardziej jestem za obroną słoni.

Viktor

A seks z białą murzynką leczy AIDS....nieważne w jakim wieku. xD