Niechże Cię porwie pragnienie światła
O mój człowieku! Boże człowieku!
Wyrwij się z nocy, nagle zapadła
Z nocy, co nie zna pici ani wieku.
Przybądź tu do mnie z Arkad, z Sycylii
Taniec nam swoje bramy uchyli
Taniec szarpaniec i taniec miłość.
O, przybądź Panie! O, przybądź!
Błądząc z faunami jak Balchus
Z nimfami w zbrojnym orszaku
I z satyrami na białym ośle
Przypłyń na oślep
Przepłyń to morze
I przybądź ku mnie, tylko dla mnie, Boże!
Przybądź z Apollem w weselnym stroju
Przybądź z pasterką i z pytonnisą
Do wodopoju, do wodopoju
Idąc pod rękę wraz z Mona Lizą
I z Artemidą w jedwab okrytą
W góry marmuru, w bursztynów zdroje
Tu na podboje, tu na pokoje!
Gdzie czysta woda tworzy nasz gust
Gdzie obmyj uda, piękny mój Boże!
I daj swych ust!
Zanurz namiętnej modlitwy purpurę
W karmazynowej świątyni szkarłatne żądze
Człowieku! Mój człowieku!
O, duszo Pana - duszo Bogini
Przybądź, gdy bladze!
Ty, której silą oczy błękitu porusza
Ty nad rozkoszą czuwająca dusza
Ty nad rozkoszą, która bez końca wypływa
Ze splątanego, sękatego pnia -
Z żywego drzewa wydzielina żywa
Od świtu do świtu - od nocy do dnia!
Tam umyśl, ciało, dusza i duch
Tam w gaju pląs, miłosny ruch.
O, Panie! O, Boże!
Jakże Cię proszę, przepłyń to morze!
Diabelsko-boski przybądź tu w pędzie
Bo Tyś Bóg-człowiek, bo ja w obiedzie!
Przybądź z trąbami, grzmią przeraźliwie
Znad górskich szczytów, otchłani, przestrzeni
Przybądź z bębnami, tętnią straszliwie
Ze źródeł ziemi, potoków, strumieni
Weź z sobą fletnie, piszczałki, bo w jęku
Czekam na Ciebie, pragnąc tych dźwięków.
Spotkaj się ze mną - zmagam się zwijam
Wyzbyty gniazda nad wietrznym urwiskiem
Dosiadam ciała pustym uściskiem
Ja silny lew, ja ostra żmija.
Och przybądź, przybądź, czas biegnie wściekle
I w odrętwieniu zabija biegle
Gdy mnie samotność drąży w mym piekle.
Och przybądź, przybądź, diabelstwa chcę
I ciskam miecz
W samotność - precz! Krew w sercu wre!
Ty, który wszystko tworzysz i niszczysz
Otwartym okiem, proszę daj znak
Udem ciernistym, sprężystym cudem
Wypełnij brak!
I cofnij przekleństwa
Mieczem tajemnic, mieczem szaleństwa!
I ulecz mnie z ran
Wszak Tyś jest Pan!
Ty IO Pan! Ty IO Pan! IO Pan! Pan!
IO Pan! Pan! Pan! Pan!
Czyń swoją Wolę, tak czynią Bogowie
Także tak mogę, też jestem człowiek.
Ulecz mnie z ran,
Ty jesteś Pan!
Ty IO Pan! Ty IO Pan! IO Pan! Pan!
Imadło węża ściska mnie nocą
Szponami sieka mnie orzeł - tnie dziobem
Kiedy się budzę, Bogowie odchodzą
Bestia się zbliża - już stoję nad grobem
O Boże, Boże przepłyń to morze
Przykuć do krzyża mnie chce Jednorożec!
Ja Twym kompanem, wszak jam Twój człowiek
Sam jestem Panem!
Ja IO Pan! IO Pan Pan! Jam Pan!
Ja kozłem jestem z Twojego stada
I Bogiem z krwi i Bogiem z dala
Oto mnie wściekłość dopada –
Skaczę po górach, po górskich skałach -
I gwałci rogiem moc oszalała.
Ja czyste złoto, różdżki Twej kwiat
Manekin, panna, mężczyzna, bachantka
Już czynię gwałt
Już mam Twą moc
W przesileniu gwiazd, w najdłuższą noc
Już drę na strzępy, już resztki szat
Jak kat ofiara - ofiara kat!
Dziko się śmieje, gwałcąc szaleję
Do krwi, do ran
Ja IO Pan! IO Pan! Pan! Pan! IO Pan!
autor: Aleister Crowley