Rzecz, co do której pragnę zasięgnąć waszych opinii, działa się ładnych parę lat temu, jeszcze uczęszczałam wtedy do podstawówki. Nie pamiętam już nawet kiedy dokładnie to było, ważne jest, że krótko po tym zaczęła się cała moja "zabawa" z niezwykłymi dla reszty społeczeństwa rzeczami, wliczając w to aury czy energię. Z magią dałam sobie wtedy na jakiś czas spokój, by dopiero później do niej wrócić. Do rzeczy jednak: przez dłuższy okres czasu odczuwałam niekiedy (przez chwilę, ledwie parę sekund) chłód (czasem wraz z dreszczami), mimo przebywania w budynku lub na słońcu w upalny, letni dzień. Chłód punktowy, taki, jak gdyby ktoś dotykał mnie drutem, które wcześniej trzymał w lodzie. Za każdym razem gdy to mijało miałam wrażenie, że ktoś (lub coś) kładzie mi dłoń na ramieniu, jedną lub obydwie, różnie. Wrażenie prawie tak rzeczywiste jak w przypadku dotyku człowieka czy zwierzęcia. Kiedy ostatni taki przypadek miał miejsce czułam jak lodowata dłoń przesuwa się od mojego ramienia, przez obojczyk i aż do szyi. Gdy się na niej zacisnęła wrażenie zniknęło, a pojawił się znów ów ktoś, który położył mi dłonie na ramionach. Nie umiem określić dokładnie tego temperatury, coś podobnego do wody tak gorącej, że aż zimnej albo skroplonego azotu (tak, miałam z takowym do czynienia).
Jestem pewna dwóch rzeczy. Po pierwsze, były to z pewnością dwa byty, nie jeden. Po wtóre, drugi coś zawsze stał za mną. Co do tego czym mogły być mam pewne podejrzenia, jednak byłabym wdzięczna za wasze opinie. Pytam głównie dlatego, że znów pojawił się chłód. Wtedy jeszcze nie wiedziałam właściwie nic o magii, bo tego, co w książkach o tematyce fantastycznej można wyczytać wartościową wiedzą bym nie nazwała.
Dopuszczam również możliwość, że byłą to wyjątkowo silna autosugestia, nie jednak miałam żadnego powodu by sobie coś takiego wmawiać. Tym bardziej, że jako osoba całkowicie nieobeznana, że sprawą wyczuwałam energię owych bytów.
Co o tym sądzicie?