Oki. Słowem wstępu mam tu dla was bardzo przyjemną (moim zdaniem), szybką i do tego skuteczną klątewkę. Wygodna w stosowaniu (nie zajmuje nie wiadomo ile czasu, a czas często jest dużym minusem), efekt przychodzi już następnego dnia, trwa trzy dni i sami możecie zadecydować czy ofiara jeszcze pożyje, czy to jej ostatnie chwile. Ogólnie to najpierw polecam odsłuchać ten kawałek, bo treść klątwy była pod niego układana (w sensie linii melodycznej, gdyż jest to klątwa "do odśpiewania"), choć jeżeli nie chce wam się śpiewać, to nie jest to wymagane, jednak nie próbowałam jej w wersji mówionej:
Składniki:
- duża czerwona świeca (nie podgrzewacz!!!)
- 3 małe świece, ew. podgrzewacze (ja robiłam z podgrzewaczami, bo bieda)
- nożyk (igła, żyletka, tasak, brzytwa itp... po prostu coś ostrego)
- rzecz należąca do naszej ofiary (można to zastąpić naprawdę silną wizualizacją)
Opcjonalnie:
- kadzidło (ja użyłam opium i róży, eksperymentujcie)
- średniej wielkości żaroodporna misa
Przygotowujemy miejsce do medytacji. Najlepiej uprzątnąć wszystkie graty i pieprznąć na drugą stronę pokoju (uwaga, poważnie - weźcie łatwopalne rzeczy stamtąd, takie mini-BHP). Ustawiamy w niewielkiej odległości od siebie czerwoną świecę, przed nią 3 mniejsze świeczki, przed nimi kadzidło, a jeszcze przed kadzidłem tę naszą opcjonalną misę.
Powinno to wyglądać mniej więcej tak (teraz nie mam zasobów, więc "na sucho"):
Musicie mi wybaczyć brak zdjęcia, ale walka z moim telefonem to dla mnie za wiele na dzień dzisiejszy.
Tu zaczyna się działanie.
Usiądź przed naszym sprzętem, rozluźnij się, zrelaksuj. Zaczynamy śpiewać w rytm początku piosenki:
"Siedzę skulona/y i nucę pieśń...
To jedyna rzecz, która oczyści mnie...
Mam zamiar zniszczyć cię,
zwycięży nienawiść."
I tu już zgodnie z piosenką mówimy do rytmu:
"Gdy jesteś tu i widzę cię,
rozpala żądza mordu* mnie.
W ogniach nienawiści gnido skwiercz!"
*można to zastąpić słowem "zemsty"
(w momencie kiedy wypowiadamy trzeci wers, odpalamy kadzidło i dużą świecę nie przestając śpiewać)
"Litości brak i krzywdy smak.
Siłom ciemnym daję znak.
Mój czar przyniesie ci bolesną śmierć*!"
*można to zastąpić... ymm... no nie wiem, coś wymyślicie, ja używam tej wersji
Znów śpiewamy cztery pierwsze wersy, nie robiąc w tym czasie nic innego.
Tu zaczyna się tak naprawdę konkret.
Mówimy do rytmu:
"Trzy dni ci dam, znaj łaskę mą,
już twe oczy z nerwów drżą.
Pierwszego krzyk umarłych zbudzi cię."
Na słowa "Pierwszego..." zapalamy pierwszy podgrzewacz od lewej, nie przestając śpiewać. Z pozostałymi robimy tak samo.
"
Drugiego wina skórę tnie
(tutaj drugi podgrzewacz od lewej)
Twe cierpienia karmią mnie.
Trzeciego morze ognia strawi cię."
(trzeci podgrzewacz)
Cztery pierwsze wersy znów...
Przestajemy śpiewać.
Tu są dwie opcje:
a) mamy przedmiot należący do ofiary,
b) nie mamy takowego.
a) Bierzemy w łapkę rzecz należącą do naszej ofiary, najlepiej podzielić go na trzy części (np. porwać kartkę, pociąć bluzkę etc.), nakłuwamy sobie skórę (im większy ból, tym lepiej) i znaczymy przedmiot krwią:
Bierzemy pierwszą część, nacieramy ją krwią i mówimy coś w stylu: "Zapłata za pierwszy dzień działania klątwy."
Siedzimy chwilę w ciszy, wizualizując jak wypełnia się pierwsza część klątwy.
To samo powtarzamy przy drugiej i trzeciej części.
b) W wypadku kiedy przedmiotu nie mamy, wizualizujemy powyższe czynności, przedmiot zastępując ofiarą (po prostu wizualizujemy nacieranie ofiary krwią). Tak czy siak nakłuwamy się i trzy kropelki krwi wlewamy do naszej dużej świecy (nie gasząc płomienia, niedomyślni, niby się nie da, ale jednak znam takich, którym by się udało).
Zakończenie identyczne w obu przypadkach:
Nacieramy krwią dużą świecę, mówiąc:
"Kiedy ta świeca się wypali, klątwa rozpocznie rzeź, a śmierć zbierze żniwa na *imię ofiary*"
Można końcóweczkę modyfikować, oczywiście. W końcu nie każdy chce ludzia zabić.
A po co miska? Ano po to, że jeżeli komuś nie chciało się tego uczyć na pamięć i czytał z kartki, to ma ją spalić w tej misie, podpalając karteczkę od płomienia dużej świecy.
Na końcu dodałam jeszcze po kropelce krwi do każdego podgrzewacza, ale to już wasz wybór czy to zrobić, czy nie.
Przedmiot należący do ofiary wrzucamy do rzeki, zakopujemy z daleka od nas lub... zwracamy go naszej ofierze.
Oki, żeby nie było, że wrzucam coś niesprawdzonego.
Odprawiłam ryt. Świeca się dopaliła.
Pierwszy dzień: Ofiara wyraźnie przygnębiona, osowiała, zamroczona. Miała zły humor, ciągle drżała, oczy ala "zombie".
Drugi dzień: kilka (3-4) ran ciętych na nadgarstkach, ciągłe powtarzanie, że "To moja wina... Ksawery (ex ofiary) mnie zostawił... To moja wina, że jestem gruba..." itp.
Trzeci dzień: na początku nic się nie działo. Ot, choroba - biegunka, wymioty, jednak nie było to nic dziwnego, biorąc pod uwagę w jaki sposób się to dziewczę prowadzi (alkohol, prochy itp.). Jednakże pod wieczór zaczęła się "zabawa". Okazało się, że dziwnym trafem piec się uszkodził, zapaliły się panele i prawie się tam ludzie posmażyli. Jednakże wszyscy wyszli cało, bo w porę zadzwoniono na straż pożarną, a rodzina uciekła z domu. Y'uppi yay! Happy End!