Witam. Czy mógłby mi ktoś pomóc z interpretacją snu? Niestety wspomnienie nie jest świeże, więc mogłem coś przeoczyć. Otóż śniło mi się, że przebywałem w szkole, ale to nie była szkoła, do której uczęszczam w rzeczywistości. Budynek był wielki, piękny i okazały. Korytarze były długie i szerokie. Było tam mnóstwo osób. Białe (marmurowe?) kolumny podpierały sufit. Pamiętam jedną z lekcji. Nauczyciel był strasznie miły, a rozmawialiśmy o "czarnej magii". Wiem, że nie istnieje taki podział, ale ten motyw został użyty w moim śnie. Wszyscy ignorowali lekcję o magii w przeciwieństwie do mnie. Gdy lekcja się skończyła chodziłem z nim po okolicy. Później byłem w zamku, w którym najwidoczniej mieszkałem. Była tam moja rodzina. Rozmawialiśmy o czymś. Następnie przeniosłem się do podziemi tego zamku (tak sądzę), gdzie przebywały osoby odziane w długie, czarne szaty. Wyszedłem z tego pomieszczenia i ujrzałem człowieka, który wynosił płótno owinięte wokół drewnianej belki. Odwinął je i położył na ziemi. Płótno zawierało "kieszonki", w których tkwiły złote monety. Po środku miały kwadratowe otwory. Gdy to zobaczyłem uderzyłem go belką w głowę. Nic z tego nie rozumiem. Mam nadzieję, że mi pomożecie. Pozdrawiam.