Witam.
Zanim przejdę do problemu opiszę z lekka szczegółowo okoliczności w których się to dzieje. Otóż mam 19 lat , wychowywałem się w rodzinie zastępczej od 7 roku życia ogólnie dzieciństwo miałem nieszczęśliwe. Od mniej więcej 10 roku życia przeżywałem takie rzeczy że włosy dęba stają. Gdy trafiłem do gimnazjum miałem już czym straszyć kolegów i mniej więcej od tamtego czasu pojawiły się u mnie koszmary. Jakieś 5-6 lat temu. Te koszmary zawsze łączy jedna cecha - demoniczny krzyk , nie wiem jak go nawet opisać... Takiego ryku po prostu nie ma. Ten ryk wydawał "straszak" który najczęściej stawał ze mną twarzą w twarz. Straszaki były różne , nigdy żaden się nie powtórzył. Raz była to kobieta którą minąłem sekundy wcześniej i widziałem jak trzepie dywan , drugim razem było to stworzenie którego wyglądu nie da się opisać , za trzecim razem było to coś na wzór pluszowej zabawki przypominającej misia koalę , sporo tego było. Na uwagę zasługuje też fakt że straszakiem byłem ja sam. Ja leżałem w łóżku , a drugi ja stał w drzwiach wydając ten przerażający odgłos , walił w drzwi i wybijał w nich szyby. Odkąd pamiętam budziło mnie to w godzinach 2-5 w nocy. W domu zaczęły się dziać cuda niewidy i nie raz uciekałem z niego w popłochu , nawet w biały dzień. Rodzinka się ze mnie śmiała i tłumaczyła różne odgłosy tym że "wszystko wokół się rusza i to co słyszymy jest wynikiem tego właśnie ruchu , i że jest to normalne" , do czasu... Siedziałem przy komputerze gdy z rogu pokoju dobiegł mnie czyjeś oddychanie , wydech konkretnie , oczywiście w pokoju nikogo prócz mnie nie było. Pierwszy wydech olałem, po drugim tępo patrzyłem w róg pokoju z którego to dobiega , gotów do ucieczki... Za trzecim razem poczułem oddech na twarzy. Zacząłem po prostu spi***alać bo uciekać to za mało powiedziane. Przez 2 dni do tego pokoju nawet nie wchodziłem. Opowiedziałem co się stało reszcie , ich reakcja oczywiście żartobliwa ale mina im zrzedła gdy ojcu przytrafiło się to samo. Z tym że mu nic w twarz mnie dmuchnęło. Od tamtej pory w ogóle już przestali to tłumaczyć... Więc odpowiedzi zacząłem szukać sam. Najpierw w kościele , w tym co mówią moi katecheci , nawet sam ksiądz. Nie dostałem żadnej odpowiedzi , zrodziło się za to więcej pytań. Wujek google pomógł. Trafiałem na strony takie jak ta , czytając co ludziom się przytrafia. Zacząłem czytać i mi się to spodobało. Ta "wiedza tajemna" , OOBE , Demony , magia , wróżby itd. poświęcałem na to noce i dnie. Ale odpowiedzi nie znalazłem , przestałem szukać. Za bardzo byłem tym zafascynowany. No i po jakimś czasie przestałem w ogóle się tym interesować , miałem inne zmartwienia. W wieku 15 lat w wyniku mojego "oczytania" postanowiłem podpisać pakt z diabłem. Cyrograf. Podpisany własną krwią i spalony. Przemilczmy tą głupote ale mogła to być furtka... Zupełne otwarcie się na istoty które raczej nie miały wobec mnie dobrych zamiarów. W wieku 17 lat uznałem że Bóg nie ma na ziemi władzy , w dodatku przestałem wierzyć w "indywidualną duszę" , czyli to że każdy ma własną i że po śmierci trafia się do nieba albo do piekła. Odrzuciłem wszystkie nauki kościoła. Za to gdzieś w głębi zacząłem wierzyć że jedynie ten drugi ma na Ziemi władzę i że to on decyduje o naszym żywocie. Od paktu zacząłem czuć czyjąś obecność , ale to stało się normalne i zacząłem to ignorować. Gdy szedłem ulicą i nie było nikogo obok czułem coś za plecami że coś za mną idzie. Latarnie rozświetlały cały mrok ale i tak wiedziałem że coś się tam chowa. Nadeszły zmiany... Charakter mi się odwrócił. Z milutkiego nieśmiałego chłopczyka do pewnego siebie , bezwzględnego chłopaka, i żyłem z tym , zwyczajnie jakby nigdy nic , ciągle dręczony przez koszmary i to coś co za mną chodziło. Pół roku temu pierwsza próba samobójcza... I teraz tylko gorzej. Po dwóch miesiącach , 14 lutego druga , bardziej skuteczna ale przeżyłem. Narobiłem szumu , więc posłano mnie do psychiatry. Oczywiście odmówiłem obstawiając że to nie w psychice tkwi problem. Narobiłem sobie długu , zostawiłem dziewczynę , straciłem przyjaciół. I boję się że przysłowie do trzech razy sztuka może się tu sprawdzić. Ale teraz najważniejsze... Czarny dym. Ostatnio miałem koszmar , żadna nowość , ale ten był inny. Siedziałem u siebie w pokoju , przed kompem , nagle poczułem to budzące grozę uczucie , że coś jest ze mną w pokoju i bynajmniej nie jest to człowiek. Nie myliłem się , w rogu pokoju , w tym samym z którego coś dmuchnęło mi twarz stało coś czarnego. Nie miało ciała , przybrało formę czarnego dymu. Upomniało się o moje życie , i zacząłem uciekać. Wybiegłem z domu nie zamykając za sobą żadnych drzwi , godzina 15 ale niebo spowiły ciemne chmury także panował półmrok. Usiadłem na schodkach , odwróciłem głowę w bok i zauważyłem że to coś do mnie idzie. W płaczu chciałem zamknąć drzwi , ale wszedł pomiędzy nie klucz , długi , stary , jak do krat w więzieniu . Nie pozwalał mi zamknąć tego czegoś środku więc przytrzymałem drzwi rękoma w nadziei że ten koszmar się skończy , w końcu to coś stanęło po drugiej stronie drzwi , patrzyło na mnie z góry wzrokiem który... boże. Tego się nie da opisać. W domu zapaliło się światło i koszmar się skończył. Wszedłem do środka wróciłem do łóżka jak gdyby nigdy nic i obudziłem się. Rozejrzałem się po pokoju . położyłem się na plecach i spojrzałem w górę próbując pozbierać się po tym co się przed chwilą stało. Ale co nad sobą zobaczyłem ? Ten sam czarny dym , z tym samym zamiarem. Nie zdążyłem zrobić nic , wygięło mnie klatą do góry , głowę miałem odchylaną do tyłu , nie widziałem już tego co nade mną wisi. W uszach zrodził się szum rozsadzający bębenki a w głowie odezwał się ten sam głos jednak tym razem powiedział "Chciałeś aby On przyszedł" , nic nie odpowiedziałem , nie mogłem nic zrobić , po chwili głos odezwał się po raz kolejny , tym razem krzycząc "Chciałeś aby On przyszedł!" , szum w uszach był już nie do wytrzymania , miałem wrażenie że zaraz rozsadzi mi je od wewnątrz , szum zaczął zmieniać się pisk , dostałem w twarz. W prawy policzek. I coś się zaczęło dziać z moim prawym uchem. Po policzku dopiero dopadło mnie przerażenie. Ale nic nie mogłem zrobić , wisiałem tak wygięty jeszcze chwilę , wszystko trwało kilka sekund. W końcu mnie puściło , podbiegłem do ściany w pół sekundy jednak zanim znalazłem kontakt żeby zapalić światło przeżyłem jeszcze kilka sekund horroru będąc sam na sam z tym czymś w mroku. Przez kilka dni światło w domu nie gasło , pojawiły się krzyże na ścianach. Chociaż wątpię żeby to cokolwiek dało. Jestem tym przerażony , nie wiem nawet co mam zrobić. Czekać po prostu aż to coś znowu się odezwie ? Jak się przed czymś takim bronić ? Skoro wlazło mi do pokoju i mnie w nim sponiewierało , strach w tym domu oko zmrużyć.