Cześć;
Nie wiem czy to fer witać się od od razu zasypywać was masą pytań nie wiedząc kompletnie nic.. poza tym co się czuje. Ale być może ma to że tu trafiłam ma jakiś większy sens.. i powinnam. Spróbuje.. mam nadzieję że ktoś mnie zrozumie i może trochę mi podpowie - odpowie na kilka pytań o ,których nie mogę z nikim porozmawiać nie będąc posądzona o jakieś zaburzenia..
No więc zacznę od początku.
Mój ojciec nie wiem kompletnie kim był. Sądząc po dziwnej treści lekturach był swojego rodzaju "szamanem" choć on sam tak o sobie nigdy nie mówił.
Z opowieści mojej mamy wiem, że na początku jak go poznała był normalnym "człowiekiem" po za tym ,że rozumiał zwierzęta bez "mówienia" (ale nie w takim "bajkowym sensie") mam opowiadała ,że zwierzęta do niego lgnęły, nawet te agresywne do innych.. były spokojne przy moim ojcu, nigdy nie robiąc mu krzywdy, ale to nic niezwykłego w sumie nie którzy ludzie tak mają, wydawało mi się to kompletnie normalne tym bardziej ,że jako dziecko też tak miałam.
ale Wszystko się zmieniło jak któregoś razu pojechali z mamą w góry do jakiejś swojego rodzaju wróżki / szeptuchy .. ? która powiedziała mamie ile będzie miała dzieci a tacie ,że ma dużą moc i pomoże wielu ludziom.
Generalnie mój ojciec nie żyje, więc to co wiem to wspomnienia z dzieciństwa opowieści i wspomnienia o których teraz się nie mówi. Więc trochę trudno mi się odnaleźć w tym co to konkretnie było.
Wiem że pomógł wielu ludziom, przychodzili do niego ustawiając się w kolejkach przed naszym domem, leczył ich i w polsce i za granicą.
Nastawiał ludziom kręgi , tak jakby rękami z góry do dołu ściągał z ludzi negatywną energię a potem rękami strzepywał ją, patrzył ludziom w oczy rozmawiał z nimi ,( a czasem nie) tylko przykładał ręce i wiedział kto jest na co chory. Jak kogoś leczył czuło się takie ciepło z jego rąk. Wiem ,że to nieprofesjonalnie brzmi pewnie. ale tak jestem w stanie to opisać. To nie jakieś bajki w style Harrego Potera . Znam ludzi ,którzy mieli raka i im pomógł.
Zawsze mówił ,że jestem taka jak on. Uczył mnie nawet trochę jak byłam mała, nie magi ale nastawiania kręgów, czegoś w stylu oczyszczania.. ale nie do końca to pamiętam.
Mama od kąd pamiętam, chodowała roślinki wszelakie, zawsze wiedząc ,która na co pomaga.
Jednak obydwoje chodzili do kościoła. Wychowywali mnie w wierz katolickiej itp.
Jak byłam dzieckiem to wszystko wydało mi się najzupełniej normalne.
Słowo magia nigdy nie padało. Ja nigdy nie pytałam. To była dla mnie normalna szara rzeczywistość nad którą nigdy się nie zastanawiałam.
Niestety mój ojciec umarł. W dosyć trudnych dla mnie okolicznościach. Przed jego śmiercią naszych "relacji właściwie nie było". Można tak to ująć, miałam 14- 15 lat ale wydało mi się ,że to szczyt dorosłości. Nie rozumiałam mojego ojca , nie rozumiałam co się wokół mnie działo. Więc to co mogłam w tedy zrobić to wyprzeć to wszystko ze świadomości jakby nigdy nie istniało. I tak zrobiłam, i robiłam tak w kółko przez naście lat.
Czując się jednocześnie coraz bardziej jak butelka z ,której wypompowuje się powietrze. Na początku czujesz się po prostu pusty a potem, a potem czujesz jakby ścianki zapadały się do środka. Takie poczucie braku czegoś ważnego, czego nie można niczym zastąpić. Ale nie wiem się co to jest.
Zawsze lubiłam firmy o magi ciągnęło mnie do nich, jako do gatunku filmowego bo oczywiście tylkooo o to chodziło.. o nic więcej. W dziwny sposób uwielbiałam zwierzęta, najpierw niektóre potem generalnie wszystkie ale to wszystko było takie w momencie wydarzenia -wypierane. Jeśli można to tak ująć.
I to się wszystko we mnie kłębiło. W sumie nie wiem do końca jak, ostatnio jakoś miałam kilka takich dziwnych odczuć, nie wiem jakoś trafiłam nie potrafię sobie przypomnieć jak.. na artykuł o magi.. i o zwierzęciu mocy.. Nie potrafię powiedzieć dlaczego bo to wbrew zasadom odcinania się od przeszłości.. ale z wizualizowałam .. kocham psy i konie więc myślałam o tym kierunku , ewentualnie pantera , wilk ( filmowo i silnie ) .. ale nic.. ja usilnie wizualizowałam dziki las ( tak jak kazali ) .. a przez jaskinie usilnie wpadałam do wody.. i widziałam tylko ryby.. Trochę się zdenerwowałam bo odebrałam to za oznakę braku panowania nad swoją : wyobraźnią/umiejętności wizualizowania..
ale dążąc do sedna.. zobaczyłam rybę.. za ,którą popłynęłam i która zmieniła się w delfina na z którym pływałam w jezierze/oceanie .. nadal próbując wyjść z wody i szukać konia czy wilka.. ( było to dość zabawne ) bo nawet nie zauważyłam bo nawet nie zauważyłam ,że własnie ta ryba/ delfin t. o właśnie moje zwierze mocy... ( tak mi się wydaje )
kiedy skończyłam medytację zaczęłam szukać dlaczego mi się nie udało z wizualizować.. po nitce do kłębka okazało się ,że delfin to jedno ze zwierząt totemicznych związanych z żywiołem wody, mój znak zodiaku to ryby, było też coś z Jowiszem i liczbą życia 3 ,które łączyły się z magią wody, która to między innymi odpowiada za uczucia, miłość i leczenie . Wszystko tak jakby skleiło się w całość. Wróciły do mnie nagle wspomnienia takie o których dawno zapomniałam. Przypomniało mi się dużo snów o wodzie, syrenach choć generalnie nigdy nie pamiętam snów jak się budzę.. nagle wróciły do mnie również wspomnienia uczuć z konkretnych miejsc związanych z wodą. Np. będąc dzieckiem byłam na koloniach na mazurach odwiedziliśmy skansen, nad jeziorem jak tylko tam weszłam "czułam" to miejsce w specjalny sposób wszystko było jak pod wspływem alkoholu. Jakbym była równocześnie tak teraz i wcześniej. Był ta grób jakiejś szamanki ,która kochała zwierzęta, leczyła ludzi itd. Przypomniało mi się jak jechaliśmy samochodem a ja " oddychałam wiatrem" i czerpałam z niego kompletnie bezwiednie energie, albo jak byłam dzieckiem i prosiłam wiatr żeby zrzucał mi z drzewa kasztany.. Kompletnie idiotyczne wspomnienia, z których istnienia tak jakby nie zdawałam sobie do końca sprawy do póki sobie ich nie przypomniałam. Od tego czasu poczułam też zupełnie inny związek z naturą. Tak nagle przypomniałam sobie uczucia jak pływałam z moim " wizualizowanym zwierzęciem mocy " kompletnie wolna wolna, radosna, spokojna, uczulająca jak woda prześlizguje się po mojej skórze.
To był taka jakby fala wspomnień uczuć . Zaczęłam zgłębiać temat z różnych dziwnych materiałów. Doszłam do słowa szamanizm.. choroba szamańska, magia żywiołów, wody , wszystko stało się tak jakby trochę jaśniejsze .. jak elementy układanki. Dużo dało mi o forum. Ale z drugiej strony, znalazłam też hasła magia bojowa , magia rytualna, pentagramy, oddawanie hołdów " bogom" , inicjacja która łączy się z różnego rodzaju przysięgami, tarot wróżenie itp. miliony różnych pomysłów na to czym magia jest ..
I pogubiłam się na nowo.. mój ojciec niczego takiego nie praktykował a leczył ludzi.. choć według tych materiałów było to niemożliwe.. a było prawdą..
Wiem ,że jestem empatą odczytywanie odczuć innych zawsze było dla mnie oczywiste, czuje niezwykłe połączenie z żywiołami natury zwłaszcza z dwoma. ale czy to znaczy coś więcej ?
Nie mam potrzeby , wkraczania w świat zmarłych, wróżenia z kart.
Próbowałam robić tego psi balla miałam odczucie ciężkich rąk , raz gorących, ale tyle.. niczego nie widziałam, nie przewróciłam nim niczego, nie przesuwam nim przedmiotów..itp.
Do pewnych, typów magi, do pewnych żywiołów ciągnie mnie jak magnez, ale czy to jest różnoznaczne z posiadaniem magi w tym kierunku. Może jestem tylko obserwatorem ?
Kompletnie nie wiem co to znaczy? czy ktoś mógłby spojrzeć na to chłodnym okiem i mnie na coś nakierować ?
I mam jeszcze jedno pytanie ,które mnie gnębi. Tęż trochę powstrzymuje przed tym wszystkim. Nie do końca rozumiem czemu wiara w Boga jest sprzeczna z magią ? Tym bardziej ,że słowa nie są w stanie opisać wszystkich zjawisk. Wiec nie czemu w stu procentach nie jesteśmy w stanie zaprzeczyć ani nic w stu procentach nie możemy potwierdzić ?
Z góry dziękuje za pomoc w rozwikłaniu mojej zagadki