Nazywam się Radosław, moja przygoda z ezoteryką właściwie rozpoczęła się przypadkowo, tj. jak miałem 9 lat, mój ojciec którego dość rzadko widywałem nakazał spisać mi list do św. Mikołaja - jako bachor oczywiście wierzyłem w ową osobę, napisałem dość długi tekst na jedną kartkę z wieloma życzeniami. Po chwili jednak zdałem sobie sprawę, iż ojciec nie będzie w stanie zrealizować moich marzeń. Natychmiastowo zrobiło mi się przykro i nie pokazując kartki ojcu, włożyłem go do wysokiej fioletowej świecy, która akurat paliła się na stole. Ojciec zapytał dlaczego tak zrobiłem, odpowiedziałem, iż uznałem, że to co chciałem było po prostu głupie. Ponownie zapytał, "w takim razie co chcesz dostać?", odburknąłem "obojętnie". Dwa dni potem wigilia. Rozpakowywanie prezentów. Nie mogłem uwierzyć, że dostałem dosłownie to co chciałem. Dopiero po paru latach natykając się w artykuł w internecie zrozumiałem o co chodzi xD
Moja przygoda z ezoteryką trwała dalej, cztery lata później zaczęły się dość nieciekawe porachunki z osobą której nie lubiłem, rysowanie rzeczy na drzwiach od domu, malowanie dość perwersyjnych rysunków na kurtkach itp. Jak dzieci. Od zawsze ciekawiła mnie magia - począłem szukać informacji w internecie. W tym czasie nic nie było, tylko biała magia. W końcu na angielskiej stronie (dziś już nieistniejącej) znalazłem "dziwne znaczki" i poniżej przetłumaczony tekst. Była to klątwa. Odczytałem go na głos, pomyślałem o owej osobie, po czym wyłączyłem komputer i poszedłem na dwór. Po paru miesiącach osoba ta ciężko zachorowała, zacząłem mieć wyrzuty sumienia, godzinami myślałem dlaczego to zrobiłem. Nie sądziłem, iż ona miała takie działanie. Począłem szukać odwrócenia, niestety niczego takie nie było. Właściwe zaklęcie znalazłem dopiero po paru latach, na dodatek na stronie duchowego satanizmu. Jak się okazało była to klątwa bodajże talmudyczna, a owe "dziwne znaczki" język hebrajski. Morał - najpierw myśl, a potem rób.
W okresie dojrzewania po paru walkach z matką odrzuciłem całkowicie chrześcijaństwo i została wykonana na mnie dechrystianizacja (odwrócenie chrztu). Nastąpiło przebudzenie - przyjąłem wampiryzm psychiczny (chociaż astralnym i sang nie gardzę, aczkolwiek z natury jestem człowiekiem leniwym) oraz tradycjny satanizm według Zakonu Dziewięciu Kątów. Po dłuższym czasie mój nexion zaczął mnie bardzo irytować, dosłownie czułem się jak w bajce Lovecrafta. Nastąpiła konwersja na lucyferianizm, który bardzo się uzupełnia z wampiryzmem. Stwierdziłem, że left hand path to coś dla mnie. Obecnie moja zagubiona dusza znajduje się w Black Order or The Dragon, czyli wampiryczno-lucyferiańskiej części The Order of Phosphorus Michaela W. Forda, co jednocześnie łączy mnie z Greater Church of Lucifer. Inkantacje Beliala czy ahrimaniczna joga to codzienność - takie życie mi odpowiada.
Chiałbym ciepło przywitać osoby na tym forum, myślę, iż moja obecność nie będzie tworzyła jakiś niemiłych wspomnień. xD
Pozdrawiam.